Z okazji soboty zapraszam Was na przedostatni post z cyklu
W oryginale zabawa pochodzi z Instagrama, jednak ja biorę w niej udział na blogu.
Zasady Tagu #siedemszminekwsiedemdni:
1. Pokazać siedem szminek w siedem dni :)
2. Podlinkować do bloga Autorki tagu czyli Gosi (klik)
3. Wstawić baner
4. Zaprosić chętnych do zabawy
2. Podlinkować do bloga Autorki tagu czyli Gosi (klik)
3. Wstawić baner
4. Zaprosić chętnych do zabawy
Bourjois Rouge Edition Velvet
numer 10, Don't pink of it
Opakowanie bardzo solidne, z grubego plastiku, wygląda bardzo estetycznie, bezbarwny dół, czarna obrączka i góra w odcieniu produktu w środku. Logo wytłoczone, nazwa produktu nadrukowana, nadruk się nie ściera. Jedyne zastrzeżenie mam do tego, że opakowanie potwornie się rysuje, przez co matowieje, ale jest solidne, na pewno przetrwa niejedno. Zapach jest okropny. Pomadka śmierdzi straszliwie i do czasu aż zastygnie zapach niestety się utrzymuje. Co do samego działania, z minusów na pewno należy wspomnieć, że pomadka, jak każdy matowy produkt, ma tendencję do przesuszania skóry, a także wymaga nienagannie nawilżonych ust. Niestety uwydatni ona każdą ich niedoskonałość, dlatego właściwe nawilżenie i złuszczenie ust to podstawa podczas jej używania. Również aplikacja może, zwłaszcza na początku, sprawiać pewne problemy. Produkt aplikujemy za pomocą aksamitnej gąbeczki jak w błyszczykach, przez co bardzo łatwo o jego nadmiar. Wymaga idealnego nałożenia na kontury.
To teraz przejdźmy do przyjemniejszej części, czyli plusów :)
Po nałożeniu na usta produkt zastyga do fantastycznego, aksamitnego matu. Z aplikacją nie trzeba się spieszyć jak w przypadku tintów, bo jego zastyganie trochę trwa dając nam czas na ewentualne poprawki. Aplikator pozwala na idealne wyrysowanie konturu ust i wypełnienie. A usta nim podkreślone wyglądają po prostu przepięknie. Kolor (w moim przypadku to lekko brudny, bardzo naturalny róż zbliżony do naturalnego odcienia ust) jest bardzo nasycony, idealnie podkreśla naturalny kolor ust, wygląda niesamowicie naturalnie i zmysłowo. Pomadka po zastygnięciu jest niemal nie do ruszenia, utrzymuje się spokojnie nawet 6-8 godzin wliczając w to jedzenie i picie. Schodzi średnio elegancko, najpierw ze środka pozostawiając obrys. Może też wysuszać usta, i powracamy tu do obowiązkowego ich nawilżania i peelingowania :) Jest też niestety dość droga, jednak wybrane kolory można kupić w bardzo okazjonalnej cenie on-line.
Niestety nie potrafię znaleźć informacji ile jest odcieni tej pomadki, wiem, że na początku było ich 8 lub 10, później wprowadzono jeszcze 4, więc powinno ich być od 12 do 14. Jak już też wspominałam jest dość droga, na stronie Rossmanna jej cena regularna to niespełna 51 zł, ja swoją kupiłam na ezebra.pl za niespełna 29 zł.
Jako ciekawostkę dodam, że pomadki mają nietypowe, ciekawe nazwy, uważajcie jednak na wybór kolorów, bo zupełnie inaczej wygląda na zdjęciach czy w opakowaniu, a zupełnie inaczej prezentuje się na ustach.
Pomimo pierwszych zgrzytów w jej używaniu, obecnie jestem absolutnie zachwycona i oczarowana tym wydaniem pomadki Bourjois i polecam ją szczerze, jeśli tylko lubicie naturalnie matowe wykończenie ust.
Wybaczcie też, że się tak rozpisałam, ale w przypadku tej pomadki na prawdę warto ;)
Pozdrawiam,