Gdy rozpoczynał się ten rok, 2022, liczyłam na to, że po dwóch latach pandemii wrócimy do normalności. Do zwyczajnej, nudnej codzienności. Bez maseczek, bez testów, bez strachu, że za chwilę nas zamkną, albo ugrzęznę w domu z pozytywnym wynikiem.
Chyba każdy z nas czekał na nadchodzącą wiosnę z nadzieją i odrobiną radości, że wreszcie w tym roku będzie można realizować odwieszone na pandemiczny kołek plany.
Ale los miał dla nas inny scenariusz.
Tęsknię już za nudną normalnością sprzed 2020 roku, za zwyczajnością. Tęsknię za normalnymi, codziennymi zmartwieniami. Przyznam nieśmiało, że tęsknię też za podróżami, których cholernie mi brakuje. Pomimo mojej introwertycznej natury, lubię poznawać nowe miejsca, włóczyć się bez celu uliczkami nowych, nieznanych jeszcze miast, kocham podróżowanie samo w sobie - loty samolotami, godziny spędzone w pociągach czy długie trasy samochodem. Kocham hotele z ich śnieżnobiałą pościelą i śniadaniowym bufetem, puszyste białe ręczniki i jedzenie podane pod nos.
Wiem, że mierzymy się teraz ze znacznie większymi zmartwieniami, ludzie tracą dach nad głową, cały swój dobytek i uciekają w popłochu z jedną walizką (a czasem nawet bez) w poszukiwaniu bezpiecznego azylu. A ja tęsknię za czasami, gdy naszym największym zmartwieniem były nowe ustawy wprowadzane przez nasz "rząd".
Ale nadchodzi wiosna, czas odradzającego się życia, zieleni i śpiewu ptaków. I ta pora roku, ze słońcem na błękitnym niebie, wlewa w moje serce nadzieję, że w końcu będzie normalnie i nudno.
Jak mawia stare, chińskie przysłowie "Obyś żył w ciekawych czasach" - ja już nie chcę. Chcę żyć w czasach nudnych i w dużym stopniu przewidywalnych. Chcę powrotu do normalnej codzienności.
Wasza Kasia
Źródło: Instagram @the.pinklemonade |