W dzisiejszym zelektronizowanym i skomputeryzowanym do granic możliwości świecie, każda z nas ma w torebce, aktówce, na biurku czy toaletce gadżety, bez których nie wyobraża sobie funkcjonowania. Do moich absolutnych must have należą telefon (kiedyś zwykła, acz niemal niezniszczalna Nokia, obecnie smartfon), tablet, laptop z którego korzystam w domu, a od niedawna power bank. I o tym ostatnim będzie dzisiejszy post.
Swój pierwszy telefon komórkowy dostałam w III klasie liceum. Była to średniej wielkości "cegła" marki Panasonic, z jednokolorowym wyświetlaczem, na kartę SIM wielkości karty płatniczej, a sms'y i rozmowy kosztowały majątek. Ponadto wielkość wiadomości sms była ograniczona ilością znaków, których przekroczenie skutkowało podzieleniem wiadomości, a więc dopłatą za kolejną wiadomość. Komórka ta miała jedną zaletę, bateria wytrzymywała nawet 2 tygodnie.
Dzisiejsze telefony z mnogością funcji, Wi-Fi, GPS, 3G, 5F i wodotryskiem zżerają baterię w tempie ekspresowym, moja często nie wytrzymuje nawet jednego pełnego dnia na jednym ładowaniu, a nie zawsze mam dostęp do ładowarki i gniazdka. Wtedy przydaje się małe, sprytne urządzenie jakim jest power bank.
Pierwszy power bank w mojej kolekcji kupiłam około 1,5 roku temu, gdy wyjeżdżając podczas wakacji pod namioty (tak, wiem, ja i namioty...) wiedziałam, że dostęp do klasycznego gniazdka będzie ograniczony. Małe, eleganckie urządzenie w aluminiowej, a więc trwałej i odpornej, obudowie, płaskie i lekkie (waży zaledwie 222 gramy), mające pojemność 10 000 mAh spokojnie wystarcza, by naładować mój smartfon do pełna niemal 4 razy, a tablet ok. 2 razy. Do zestawu dołączony był kabelek USB-microUSB z dodatkowymi końcówkami przeznaczonymi do ładowania iPhone'a, jeśli ktoś takowego ma.
Gdy marka NavRoad NEXO wypuściła kolejny power bank powerBOX style w zaledwie rok później, skusiłam się również na niego. Tym razem obudowa jest wykonana z plastiku, ale wygląda bardzo elegancko i jest niemniej trwała niż aluminiowa. Wyglądem przypomina etui na okulary czy małą kosmetyczkę, ma również te zaletę w porównaniu ze swoim starszym bratem, że się zupełnie nie rysuje (satynowe aluminium niestety miało do tego tendencje). Pojemność to również 10 000 mAh. Sam power bank jest trochę cięższy od pierwszego (236 gramów), jednak zupełnie to w niczym nie przeszkadza, bo jego wymiary sprawiają, że jest niezwykle poręczny i mobilny.
Dzięki temu, że posiadam dwa takie urządzenia, nie muszę się martwić, że mój smartfon czy tablet pozostaną bez energii, a ja bez kontaktu ze światem ;) Jeden się ładuje w domu, drugi mam zawsze w torebce i używam ich zamiennie.
Jedyną jak dla mnie wadą tych dwóch power banków jest czas ich pełnego ładowania, jednak biorąc pod uwagę ich pojemność, nie jest to nic dziwnego i naładowanie ich "do pełna" musi swoje potrwać.
Pod koniec zeszłego roku oferta produktowa marki powiększyła się o 3 kolejne modele, z których dwa znalazły się również w moim domu (czy to już uzależnienie?).
PowerBOX flashlight to mocna latarka o pojemności 2 000 mAh, która w awaryjnej sytuacji może służyć jako klasyczny power bank. Wprawdzie nie naładujemy nim telefonu kilkukrotnie, ale gdy nagle zabraknie nam baterii w telefonie, spokojnie możemy go podładować. Aluminiowa obudowa dodaje nie tylko uroku, ale sprawia, że latarka jest trwała i odporna. Światło jakie daje ma chłodny odcień o mocy 150 lumenów, a jego regulowany strumień sięga nawet 100 metrów. Myślę, że każda z nas powinna mieć w domu (a nawet w torebce) niezawodna latarkę, która nie tylko nie wymaga dodatkowych baterii, ale sama może być taką zewnętrzną baterią, w razie potrzeby.
Last but not least (wybaczcie to określenie, ale strasznie mi się podoba, a nie ma polskiego odpowiednika, który tak dobrze by oddawał ten przekaz) urządzenie, które znalazło we mnie (a raczej w moim mężu) swojego odbiorcę to powerBOX jump starter. Jest to nie tylko klasyczny power bank o pojemności 6 000 mAh, może on bowiem służyć również jako awaryjne zasilanie naszego samochodu gdy akumulatorowi zabraknie mocy do samodzielnego odpalenia. Idealnie sprawdzi się w zimowe mrozy. Producent zapewnia, że urządzenie zostało dokładnie przetestowane przed wprowadzeniem na rynek i działa tak, jak powinno. Sprawdzi się wprawdzie tylko do silników benzynowych o pojemności do 2 litrów (diesel, nawet najmniejszy, ma niestety zbyt wysoki moment obrotowy*), jednak uważam, że to doskonałe rozwiązanie awaryjne.
W zestawie znajdziemy eleganckie urządzenie w aluminiowej obudowie w kolorze grafitowym, kable USB-microUSB oraz odpowiednio oznaczone klemy do podłączenia power banka do samochodowego akumulatora i eleganckie etui mieszczące cały zestaw. W zestawie znajduje się także ładowarka samochodowa z dodatkowym gniazdem USB oraz dokładna instrukcja jak poprawnie używać power banka m.in. do awaryjnego odpalenia silnika, aby było to skuteczne i nie zniszczyło samego urządzenia. W obudowę wbudowana jest również dioda LED, która może służyć jako podręczna latarka, a także dodatkowe 4 diody (znajdujące się z resztą we wszystkich poza latarką power bankach marki) informujące o tym jaki jest poziom naładowania urządzenia (2 niebieskie i 2 czerwone, gdy świecą się tylko diody czerwone, a więc power bank jest naładowany w maksymalnie 50% niemożliwe jest odpalenie z jego pomocą samochodu).
Niewątpliwą zaletą tego jump startera jest jego niewygórowana cena w stosunku do produktów konkurencyjnych, na allegro kupimy go za niespełna 160 zł podczas gdy ceny urządzeń konkurencyjnych zaczynają się od ok. 300 zł, a skoro nie widać różnicy...
Ostatnim power bankiem w ofercie firmy jest powerBOX mini, jedyny, którego nie kupiłam na własne potrzeby, jednak tylko dlatego, że mając już 4 takie urządzenia kolejne jest mi po prostu niepotrzebne.
To małe i lekkie urządzenie o pojemności 4 400 mAh idealnie zmieści się do każdej damskiej torebki, a pojemność w zupełności wystarczy do pełnego naładowania przeciętnego smartfona. Elegancki i nowoczesny power bank w obudowie z solidnego tworzywa sztucznego utrzymany jest w jasnej kolorystyce, można go też szybko zamienić w podpórkę pod tablet czy smartfon, ma wbudowane lusterko, jakże przydatne każdej z nas ;) i diodę LED służącą jako podręczna latarka (oraz oczywiście 4 diody informujące o stanie poziomu naładowania urządzenie).
Wszystkie power banki NEXO powerBOX można ładować każdą ładowarką z końcówką microUSB, którą zapewne każdy z nas ma w domu. Jest to bowiem najpopularniejsza obecnie końcówka wśród użytkowej elektroniki**.
Na zakończenie mam dla Was KONKURS, w którym do wygrania jest najmniejszy power bank producenta, czyli NEXO powerBOX mini.
Aby go wygrać, należy być publicznym obserwatorem mojego bloga i na maila katarzyna@seredin.pl wysłać swoje zgłoszenie według wzoru:
- obserwuję jako:
- opisz w kilku zdaniach, czy zdarzyło Ci się kiedyś pozostać z kompletnie rozładowanym telefonem?
Konkurs trwa dwa tygodnie, od dzisiaj tj. 31. stycznia (niedziela) do 14. lutego (niedziela), a wyniki zostaną ogłoszone maksymalnie do środy, 17. lutego, na blogu i FB.
Serdecznie zapraszam Was do udziału w konkursie :)
* Wiem z nieoficjalnych źródeł ;), że podczas testów jednego z ogólnopolskich pism motoryzacyjnych powerBOX jump starter pomógł odpalić silnik diesla o pojemności 2 litrów.
** Nie dotyczy użytkowników iPhone'ów i innych urządzeń marki Apple.
Pozdrawiam,