W blogosferze i całym Internecie pora na podsumowania roku, u mnie również, choć z trochę innej strony. Napiszę Wam o produktach, które poznałam w roku 2013 i zajęły stałe miejsce w mojej kosmetyczce, łazience i życiu. Enjoy :)
MAKIJAŻ
Rimmel Stay Matte - puder prasowany (Transparent)
Choć moim
niekwestionowanym ulubieńcem wśród pudrów do twarzy pozostaje
Complexion
Perfection marki ELF (
recenzja), ze względu na jego cenę, słabą wydajność i
praktycznie nieistniejącą dostępność stacjonarną zmuszona byłam do
wypróbowania innego pudru. Przypadkiem trafiłam na kompaktowy,
transparenty Rimmela i... przepadłam. Obecnie zużywam już drugie
opakowanie i jestem z niego bardzo zadowolona. Daje śliczne, półmatowe
wykończenie, nie pozostawia widocznej warstwy na skórze, jest
transparentny i doskonale stapia się ze skórą. Poza tym ma świetną cenę i
doskonałą dostępność. Zapewne kiedyś wrócę do mojego ELFowego
ulubieńca, do tego czasu jednak to Rimmel pozostanie w mojej kosmetyczce
na dłużej (pomimo obecności w niej i sławnego Ben Nye i niemniej sławnego Vichy Dermablend).
Oriflame WonderLash Mascara (black)
Tusz
do rzęs to mój obowiązkowy element makijażu. Mogę nie kłaść cieni,
podkładu czy różu, ale brwi i rzęsy muszę mieć podkreślone. Przez wiele
lat używałam różnych tuszy, często je zmieniałam nie pozostając wierna
na dłużej żadnemu z nich. Jedne były lepsze, inne gorsze. Tę maskarę
poleciła mi moja bratowa in spe (pozdrowienia dla Ciebie Gosiu :*) i...
przepadłam. Maskara pięknie wydłuża rzęsy, lekko je pogrubia i podkręca,
cudownie wręcz rozczesuje. Obecnie zużywam już trzecie opakowanie i na
pewno nie będzie moim ostatnim. Tusz ma jedną wadę - jest dość drogi w cenie regularnie, w promocji natomiast możemy go kupić za ok. 20 zł.
Eveline Volumix Fiberblast Mascara (black)
Aż
trudno uwierzyć, że produkt kosztujący 10 zł i kupiony w Biedronce może
być tak rewelacyjny. A jednak jest to jedna z najlepszych maskar jakie
miałam okazję kiedykolwiek używać. Pięknie podkreślała rzęsy, genialnie
je rozczesywała, nie osypywała się i nie odbijała naokoło oczu. Jednym
słowem hit.
Do szerszej recenzji odsyłam
TUTAJ.
Revlon Colorstay - podkład do cery normalnej i suchej (110 Ivory)
Ten
podkład również poleciła mi Gosia. Występuje w dwóch rodzajach, w
zależności od typu skóry, ma również bardzo dużą gamę kolorystyczną
zaczynającą się od odcieni bardzo jasnych. Kupiłam kolor najjaśniejszy,
który w okresie letnim, pomimo praktycznie braku opalenizny był dla mnie
za jasny. Teraz jest idealny. Podkład jest dość ciężki, nieumiejętnie
nałożony może tworzyć smugi i zacieki, ma za to doskonałe krycie i w
wersji do skóry normalnej i suchej nie przesusza jej. Wadą jest również
brak jakiegokolwiek aplikatora - buteleczka ma po prostu wielką dziurę, a
także dość wysoka cena regularna. Za to efekt jaki daje na skórze jest
fenomenalny - wygładza, wyrównuje koloryt, pięknie kryje
zaczerwienienia. Polecam.
Produkt jeszcze nie doczekał się szerszej recenzji, ale na pewno niebawem się to zmieni.
Avon - baza pod cienie
Choć moją ulubioną bazą pod cienie pozostaje ArtDeco, gdy na początku roku mi się skończyła postanowiłam wypróbować bazę AVON, która akurat była w promocji za niecałe 13 zł. Baza okazała się nadzwyczaj dobrym produktem. Choć nie podbija koloru cieni, utrwala je na cały dzień, zapobiega ich rolowaniu na powiekach i ważeniu się, ponadto jest szalenie wydajny - używam go niemal rok, a zużyłam maksymalnie pół opakowania. Jest to na prawdę dobry i tani produkt, co może być zadziwiające w stosunku do produktów tej marki. Cena regularna jest niestety dość wygórowana, ale często jest dostępny w promocji nawet za niespełna 10 zł. Do pełnej recenzji odsyłam Was
TUTAJ.
PAZNOKCIE
Lakiery do paznokci Essie
Przez bardzo długi czas z zazdrością czytałam posty i oglądałam filmiki na których dziewczyny zachwalały tę bardzo znaną markę. Osobiście nie uśmiechało mi się wydać ponad 30 zł na jeden lakier, więc tylko do nich wzdychałam. Jednak w tym roku kilka sklepów internetowych (m.in.
ezebra.pl) zrobiły promocję na kultowe lakiery i można je było kupić po niespełna 10 zł za sztukę. Obok takiej okazji nie mogłam przejść obojętnie i zaczęłam kupować je niemal hurtowo. W chwili obecnej posiadam w swojej kolekcji kilkanaście sztuk tych lakierów. Mają piękne kolory, świetne pędzelki, doskonałą trwałość. Mogłyby mieć lepsze krycie, ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Na pewno pozostanę im wierna, a moja kolekcja zapewne będzie się stale powiększała.
Seche Vite
Gdy maluję paznokcie nie ma dla mnie nic
gorszego niż wielogodzinne czekanie aż lakier wyschnie. Dlatego od lat
stosuję wysuszacze do lakieru. Moim pierwszym wysuszaczem, który z
resztą do tej pory bardzo lubię, był Insta-Dri od Sally Hansen. Gdy mi
się skończył nie mogłam jednak oprzeć się internetowej legendzie wśród
lakierów wykończeniowych czyli Seche Vite. Lakier mam już prawie rok,
zużyłam do tej pory trochę ponad pół buteleczki i nadal bardzo go sobie
chwalę. Podobno gęstnieje, glucieje i przestaje się nadawać do
czegokolwiek, mój trochę może zgęstniał, ale nadal doskonale się
sprawdza do wykończenia manikiuru. Bardzo przyspiesza wysychanie
lakieru, niesamowicie nabłyszcza paznokcie i sprawia, że każdy lakier
wygląda ekskluzywnie i 'żelowo'. Gdy już przestanie się do czegoś nadawać wypróbuję niemniej osławiony Essie Good To Go. Niemniej Seche Vite pozostaje jak na razie moim hitem.
Jeśli interesuje Was pełniejsze recenzja, zachęcam do lektury
TUTAJ.
Burt's Bees - cytrynowe masełko do skórek
Skórki to był
mój problem od zawsze. Dość mocno narastają na paznokieć, są trudne do
okiełznania i dość mocno wysuszają się. Gdy usłyszałam o tym produkcie w
jednym z filmików na YT (jestem niemal pewna, że mówiła o nim Nissiax) musiałam je kupić. W Polsce dostępne jest
niestety tylko na allegro (pewnie też na e-bay) i jest dość drogie, ale
wydajność, zapach i działanie rekompensuje wszelkie niedogodności.
Polecam z całego serca, bo to cudeńko robi prawdziwe magiczne sztuczki z
naszymi skórkami. Do pełnej recenzji odsyłam
TUTAJ.
PIELĘGNACJA
Bath & Body Works - mydło do rąk w piance
Gdybym nie
dostała tego produktu na jednym z blogerskich spotkań, pewnie nawet bym
nie wiedziała o jego istnieniu. Ja dostałam wersję cytrynową, która
urzekła mnie swoim zapachem, konsystencją i działaniem. Niestety cena
tego cuda (w sprzedaży regularnej niespełna 30 zł.), dostępność oraz
słaba wydajność sprawiają, że pozostanie zapewne tylko w sferze marzeń.
Jednak jeśli macie gdzieś sklep pod ręką, a mydło jest w promocji,
szczerze Wam polecam. Pełną recenzję tego produktu możecie przeczytać
TUTAJ.
Szampon Olsson
Firma
była mi zupełnie obca i pewnie nadal mogłoby tak być, gdyby nie jedno z
blogerskich spotkań na którym każda uczestniczka dostała ten właśnie
szampon plus produkt do stylizacji. O ile pianka okazała się u mnie
totalnym niewypałem, o tyle szampon skradł moje serce. Wiem, że produkt
ten nie u każdego się sprawdził. U niektórych powodował wysyp łupieżu i
okropne swędzenie głowy. Mnie natomiast zachwycił. Włosy są po nim
cudownie gładkie i błyszczące, nie puszą się (a moje mają do tego
tendencje), doskonale się rozczesują i wyglądają na idealnie zdrowe. Mam
jego spore zapasy, bo dostałam niezużytą resztę od Alicji - Kapryska
oraz Gosi - Margotki, więc chwilowo nie dokupię, ale zapewne jeszcze
kiedyś do niego wrócę. Pełna recenzja produktu
TUTAJ.
Pilomax Maska do włosów farbowanych jasnych
To kolejny produkt, który miałam okazję poznać dzięki blogerskim spotkaniom.
Również
wiem, że nie u każdego się ta maska sprawdza, u mnie działa jednak
rewelacyjnie. Pięknie nawilża włosy, wygładza je, ujarzmia. Sprawia, że
są cudownie gładkie i błyszczące, wyglądają na mocne i zdrowe. Z całą
pewnością będę wracać do tego produktu. Szerzej pisałam o tej masce
TUTAJ.
Athena 7 Minute Lift
Gdy otrzymałam ten produkt do
testowania, podeszłam do niego z dużym dystansem i niedowierzaniem.
Krem, który w 7 minut wygładza zmarszczki? Brzmi niedorzecznie. A jednak
rzeczywistość zweryfikowała moje wątpliwości. Krem faktycznie w 7
minut wygładza skórę, sprawia, że zmarszczki znikają, a skóra staje się
nieskazitelna. U mnie efekt nie jest mocno widoczny, bo nie mam jeszcze
zbyt wielu zmarszczek, a te które są są raczej dość płytkie, jest jednak na tyle widoczny, abym zechciała
stosować go dłużej by sprawdzić czy efekty staną się trwałe.
Choć
produkt jest kosmicznie wręcz drogi, jeśli efekty będą się utrzymywały
wart jest tych pieniędzy, bo niejednej z nas zastąpi drogie zabiegi z
zakresu chirurgii estetycznej.
Moje pierwsze zachwyty tym produktem opisałam
TUTAJ.
AKCESORIA
Jajko do podkładu Ebelin
Beauty Blender swoją sławę zawdzięcza głównie bloggerowi i Youtube. Osobiście, choć chętnie wypróbowałabym oryginał, nie zamierzam wydać prawie 90 złotych na gąbeczkę do makijażu. Podążając jednak za sławą oryginału, wiele firm pokusiło się o wypuszczenie podróbek słynnego jajka. Jedne są gorsze, inne lepsze. Osobiście najbardziej przypadło mi do gustu 4 razy tańsze od oryginału jajko marki Ebelin, dostępne stacjonarnie w niemieckich drogeriach DM, a w Polsce za pośrednictwem wszędobylskiego Internetu (m.in. na
cytrynowa.pl, gdzie ja je kupiłam).
Jajka używam już jakiś czas i jestem z niego bardzo zadowolona. Wprawdzie moje już się trochę podniszczyło, ale nadal doskonale kładzie się nim podkład. Najbardziej cenię je za to, że nawet mocno kryjące podkłady, jak opisany wyżej Revlon Colorstay, nim nałożone wyglądają naturalnie, nie tworzą smug i zacieków ani efektu maski, choć niestety trudno go z niego domyć. Ale jajko, podobnie jak kolejny bohater dzisiejszego posta, pozostanie ze mną na pewno na długi czas.
Pędzle z E-baya
Swego czasu w blogosferze panował istny szał na pędzle dostępne na e-bay, wyglądające jak siostrzane produkty kultowej marki Real Techniques. Ja również uległam tej chwilowej modzie i kupiłam sobie dwa pędzelki marki Joursna.
Pędzelki są porządnie wykonane, mimo wielu już "prań" nie rozpadły się a włosie zachowało miękkość, świetnie się domywają nawet z bardzo gęstych i ciężkich podkładów, przyjemnie się z nimi pracuje i są tanie. Czy można chcieć czegoś więcej?
Dla mnie niezastąpione przy nakładaniu podkładu, do spółki z opisanym już jajkiem.
Tangle Teezer
Kolejny kultowy produkt, dla mnie prawdziwy hit. Nie mam wprawdzie długich włosów, ale są bardzo problematyczne, lubią się plątać i ciężko je rozczesać. I choć TT do tanich nie należał, nie żałuję zakupu tej osławionej w Internetach szczotki. Jest lekka, ale niezwykle trwała, choć w pierwszym kontakcie sprawia wrażenie tandetnej. Swoją mam już niemal rok i jak na razie nic złego się z nią nie dzieje. Mam również wersję kompaktową, która jest mniejsza, cięższa, sprawia wrażenie solidniejszej i ma specjalną nakładkę, aby nie niszczyła się w podróży. Jest ze mną zawsze, gdy wyjeżdżam, towarzyszy mi również na siłowni. I choć nie jest to wydatek mały, do włosów, które się plączą mogę z całego serca polecić.
Glov - rękawica do demakijażu
Ta rękawica to prawdziwa magia. Moczysz w czystej wodzie, i bez użycia jakiegokolwiek detergentu zmywasz cały makijaż. Nie wierzyłam, dopóki sama nie spróbowałam, ale to na prawdę działa. Rękawica nie tylko doskonale zmywa makijaż, zapewnia naszej skórze również delikatny peeling, zapobiega podrażnieniom i jest bardzo łatwa do doczyszczenia - wystarczy zwykłe mydło. Jedyną wadą jest dość długi czas schnięcia, dlatego nie wyobrażam sobie zabierać jej w podróż. Kilka zdań więcej na temat tego produktu możecie przeczytać
TUTAJ.
NIEKOSMETYCZNE
Yankee Candle
Świec tej marki nie używam, bo niestety ich ceny skutecznie mnie zniechęcają, za to woski Yankee Candle pokochałam całym sercem, i zajęły już stałe miejsce w moim domu. Uwielbiam za różnorodność i ogromny wybór zapachów, przystępną cenę, wydajność i łatwość stosowania i na pewno w przyszłym roku będą mi codziennie umilały czas spędzony w domu.
Dafi
Woda jest niezbędna do życia. Dobrze też jeśli jest czysta i nie zmienia smaku kawy czy herbaty. Ja osiągam ten efekt dzięki dzbankowi filtrującemu marki
DAFI. Otrzymałam go w ramach współpracy i od tamtej pory stale jest używany w moim domu nie tylko do filtrowania wody dla nas, ale także dla naszych dwóch futrzaków, którym z resztą taka przefiltrowana woda smakuje znacznie bardziej niż zwykła kranówka. Już nawet na siłownię nie kupuje wody butelkowanej, tylko używam tej filtrowanej.
DAFI na pewno zostanie z nami na zawsze i polecam go każdemu kto używa wody kranowej do gotowania, przyrządzania ciepłych napojów czy ma w domu zwierzaki. Obecnie DAFI można kupić również stacjonarnie, widziałam je np. ostatnio w Rossmanie. Więcej o tym świetnym filtrze w dzbanku pisałam
TUTAJ.
Tak wyglądają moje hity mijającego roku. Sporo się tego nazbierało.
A jak z Waszymi hitami?
Kolejność produktów jest przypadkowa.
Pozdrawiam,